The Zoo Story to tytuł pracy Petera Friedla, która w 2007 roku stała się symbolem documenta 12 w Kassel. Austriacki artysta w głównej sali – documenta-Halle – umieścił naturalnej wielkości żyrafę, a właściwie jej wypchane ciało. Brownie, bo tak nazywała się żyrafa, od lat 90. była mieszkanką zoo w palestyńskiej Kalkilii. Zmarła w 2002 roku podczas drugiej intifady, kiedy ze strachu wywołanym bombardowaniem tragicznie wpadła na żelazne ogrodzenie. Friedl, posługując się ciałem zwierzęcia, chciał ustanowić nowy rodzaj narracji na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego: przenosząc do galerii fragment rzeczywistości Zachodniego Brzegu, miał przedstawić alternatywę zarówno wobec sprawozdawczych materiałów dokumentalnych prezentowanych w mediach, jak i wobec fabularyzowanych historii opowiadających o wojnie1. [...] W niniejszym tekście rozpatruję praktyki wykorzystywania zwierząt w sztuce, skupiając się przede wszystkim na przykładzie wystawy amerykańskiego artysty Jimmiego Durhama Boże dzieci, poematy, która prezentowana była w Muzeum Sztuki w Łodzi od marca do maja 2018 roku. Podejmuję próbę zarysowania kontekstu i przedstawienia różnorodności sposobów używania zwierząt przez artystów, jednocześnie odwołując się do kontrowersji wywoływanych podobnymi praktykami, wynikających z dysonansu między – często wątpliwym moralnie – procesem wykonawczym dzieł sztuki, a ich krytyczno-politycznym wydźwiękiem. [...]
Wystawa „Karaj Jołłary – Karaimskie drogi. Karaimi w dawnej fotografii” 25 listopada 2016 r. zawitała do Mu-zeum Regionalnego w Środzie Śląskiej, gdzie będzie gościć przez następne dwa miesiące. Wernisażowi towarzyszył występ Michała Kuliczenki, który zaprezentował wybór piosenek karaimskich. Występ ten odbył się w ramach projektu „Życie w pieśni karaimskiej”, realizowanego przy wsparciu finansowym Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wystawa i występ spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem zgromadzonych widzów i stały się okazją do snucia opowieści nie tylko o języku, historii i kulturze, lecz również o tradycjach karaimskich i towarzyszących im przez wieki pieśniach i piosenkach. Zachowane w pamięci najstarszego pokolenia melodie i zapisane w rękopisach słowa otrzymały szansę na nowe życie w nowych wykonaniach.
Niezwykłe obrazy malowane na wodzie i finezyjne kompozycje z arabskich liter. Dzięki Instytutowi Yunusa Emre, instytucji promującej na świecie język i kulturę turecką, w lutym i marcu br. miłośnicy Orientu mieli okazję poznać bliżej dwa rodzaje tradycyjnej sztuki tureckiej: ebru, czyli tzw. „malarstwo na wodzie” oraz kaligrafię i iluminację. Jako że w obu tych wypadkach sztuka łączy się z pismem i książką, idealnym miejscem do zaprezentowania dzieł było Archiwum Główne Akt Dawnych na warszawskim Nowym Mieście. Pierwsza wystawa, otwarta 17 lutego, prezentowała dzieła Alparslana Babaoğlu, współczesnego mistrza kunsztu barwienia papieru ebru. Choć Turcy nie byli wynalazcami tej metody, znanej na Wschodzie od wieków i stosowanej od Japonii po Iran, to oni jednak udoskonalili ją i wprowadzili na prawdziwe wyżyny artyzmu. Na czym polega ebru? Jest to metoda przenoszenia płynnych barwników z powierzchni wody na papier i wytwarzania wielobarwnych marmurkowych deseni. Wodę zagęszcza się i nadaje jej lepkość poprzez dodanie specjalnych substancji, najczęściej gumy tragakantowej. Po wlaniu do prostokątnego naczynia wielkości takiej jak kartka papieru, która ma być barwiona, pędzlem z końskiego włosia nanosi się na jej powierzchnię uprzednio przygotowane barwniki. W klasycznej ebru były to substancje mineralne, ucierane na proszek i mieszane z wodą oraz kilkoma kroplami... żółci wołu. Unoszące się na powierzchni farby tworzą barwne plamy, lecz kolory nie mieszają się ze sobą. Cienkim patyczkiem, igłą czy grzebieniem można je „rozciągać”, układać w fale, spirale, formować w rozmaite kształty. Następnie wystarczy nakryć wszystko kartką, by barwniki wsiąkły w papier, po czym zdjąć ją i wysuszyć. Na arkuszu powstaje „marmurkowy” wzór – za każdym razem nieco inny, bo unoszące się na wodzie pigmenty lekko zmieniają położenie. Mozna w ten sposób stworzyć nie tylko fantastyczne desenie z barwnych fal, oczek czy żyłek, lecz także motywy kwiatowe: tulipany, goździki, hiacynty, stokrotki, bratki. Również tego rodzaju dzieła można było obejrzeć na wystawie. Dekoracje mają często symetryczny układ – papieru ebru używano bowiem do wyklejania okładek książek, ten sam motyw powtarzał się na wewnętrznej stronie okładki i pierwszej karcie. Marmurkowy papier chętnie stosowano także w kaligrafii – kartkę przed położeniem na wodzie pokrywano w wybranych miejscach substancją, która nie pozwalała wchłonąć barwnika. Powstawały w ten sposób puste pola, na których hattat, czyli kaligraf, wykonywał później napisy. I to kaligrafia właśnie była tematem drugiej wystawy, otwartej w tym samym miejscu 3 marca br. Pokazano na niej prace pochodzące z kolekcji gromadzonej przez instytucję finansową Albaraka Türk. Były to zarówno kopie klasycznych dzieł kaligrafii osmańskiej, jak i oryginalne kompozycje współczesnych mistrzów trzcinowego piórka. Podczas wernisażu zebrani mieli okazję dowiedzieć się więcej o niezwykłej sztuce arabskiej kaligrafii z ust małżeństwa specjalistów w tej dziedzinie, prof. Dermana Uğura i prof. Çiçek Uğur. Obowiązujący w islamie zakaz sporządzania wizerunków istot żywych przyczynił się do niezwykle bujnego rozwoju ornamentyki, a jednym z jej najważniejszych elementów było pismo arabskie. Kaligrafię w świecie muzułmańskim zwykło się uważać za królową sztuk. Turcy zetknęli się z nią po przyjęciu islamu w X wieku, ale dopiero po zdobyciu Konstanty-nopola w 1453 r. stworzyli własną jej szkołę, która rozwijała się aż do XX w., gdy reformą Mustafy Kemala Atatürka zastąpiono w roku 1928 alfabet arabski łacińskim. Dziś dawna sztuka odradza się i coraz więcej Turków poszukuje w harmonijnych krzywiznach arabskich liter estetycznych i duchowych doznań, sposobu artystycznego wyrazu. *** W osmańskiej kaligrafii stosowano wiele duktów, czyli krojów pisma. Do najpopularniejszych należały sülüs, nesih, muhakkak, reyhani, rika, a także pochodzący z Persji nastalik, dobrze nadający się do zapisu języka tureckiego. W korespondencji urzędowej używano specjalnego duktu divani. Kaligraficznie pisano nie tylko książki i fermany, ale także różnego rodzaju napisy łączące funkcje informacyjne z dekoracyjnymi. Tablice z wykaligrafowanymi cytatami z Koranu, modlitwami, sentencjami były wieszane na ścianach w meczetach i do-mach, stanowiąc swojego rodzaju ekwiwalent europejskich obrazów. Przykładem mogą być tzw. hilye, napisy sławiące fizyczne i duchowe zalety Proroka – takie inskrypcje sporządzone duktem nesih również pokazano na wystawie. Specyficznym rodzajem dzieła kaligraficznego była tuğra, swojego rodzaju „podpis” sułtana, kompozycja złożona z imienia władcy, imienia jego ojca, tytułu (np. han ‘władca’ czy muzaffer ‘zwycięzca’) oraz krótkiej modlitwy za jego pomyślność. Pisano trzcinowym piórkiem. Jego szerokość zależała od duktu pisma i wielkości inskrypcji – duże napisy, widoczne z daleka, sporządzano w odmianie celi (czyt. dżeli) ‘wyraźny’, np. celi sülüs, celi talik. Piórko przycinano specjalnym nożykiem (kalemtraş) na podkładce (makta) z drewna, z wstawioną płytką z masy perłowej lub kości słoniowej. By nie ułamało się albo nie stępiło, uderzając o dno kałamarza (hokka), do naczynia wkładano kłębuszek jedwabnej przędzy. Atrament (mürekkep) przygotowywano z sadzy. Kolorowe tusze były stosowane rzadziej. Używano też złotego, zrobionego z roztartego na proszek szczerego kruszcu – dzięki temu nawet najdawniejsze wykonane nim inskrypcje nie tracą nic ze swego blasku mimo upływu stuleci. Papier, na którym powstawały kaligrafie, musiał być specjalnie przygotowany. Jego powierzchnię wygładzano i nabłyszczano, pokrywając ją specjalną zaprawą na bazie najczęściej białka jajek, ale używano do tego też różnych innych substancji, jak na przykład sok z arbuza. Podłoże było tak zaimpregnowane, że w razie pomyłki można było napis po prostu zetrzeć palcem. Dokumenty urzędowe pisano jednak na papierze niewygładzonym, w który atrament mógł wsiąknąć – tego, co zapisano, nie można już było w żaden sposób wymazać. Na wystawie pokazano przykłady kaligrafii typu müsenna, czyli lustrzanych, gdzie lewa strona kompozycji stanowi odbicie prawej. Tworzono je w następujący sposób: po prawej stronie arkusza kreślono napis, po czym papier składano na pół i delikatnie nakłuwając szpilką, zaznaczano tekst na lewej połowie. Potem zgodnie z zaznaczeniami wykonywano drugą część napisu. Odczytanie kaligrafii wymaga nie lada wprawy, w tej sztuce bowiem na pierwszy plan wysuwają się walory estetyczne, dlatego litery, wyrazy są często przesuwane, grupowane, przeplatane ze sobą w nietypowy sposób. Kompozycje wpisywane są w okrąg, owal, kształt kropli, czasem przyjmują fantastyczne formy ptaków czy owoców. Gdy kaligraf skończył pracę, książkę czy panel z inskrypcją należało jeszcze odpowiednio ozdobić, by mogły w pełni cieszyć oko. Sztuka iluminacji zwana tezhip ma w Turcji tradycję równie długą, co sama kaligrafia. Do iluminowania używano farb nanoszonych pędzelkiem o cieniutkim zakończeniu. Iluminator, czyli müzehhip domalowywał nim stylizowane roślinne motywy, tworzące obramowania, medaliony. Oprócz farb kolorowych chętnie posługiwano się złotą, a także drobnymi płatkami złota, którymi posypywano papier pokryty uprzednio białkiem jajka. *** Goście obu wernisaży mieli zapewnioną ucztę nie tylko dla oczu, ale i uszu. Pierwszy uświetnił występ zespołu Naneli Lale wykonującego na tradycyjnych instrumentach klasyczną muzykę turecką. W swoim repertuarze ma on między innymi utwory Alego Ufkiego Beya, czyli... Polaka, Wojciecha Bobowskiego, siedemnastowiecznego muzyka, dyplomaty i tłumacza na sułtańskim dworze. Podczas otwarcia drugiej wystawy swe umiejętności zademonstrował chór Nihavend specjalizujący się również w klasycznym repertuarze, występujący w nader międzynarodowym składzie, a mianowicie złożony z pań z Polski, Ukrainy, Iranu i Pakistanu. Urokliwa pieśń „Uyan Ey Göz-lerim Gafletten Uyan” (Zbudźcie się, moje oczy, zbudźcie z roztargnienia), skomponowana przez Alego Ufkiego do słów wiersza napisanego przez sułtana Murada III, porwała do śpiewu turecką część widowni. Prezentowane na obu wystawach przykłady ebru i kaligrafii wzbudzały podziw zwiedzających egzotycznym wdziękiem i starannością wykonania. I zapewne u niejednego budziły myśl: ach, jakby tak mieć to, czy tamto u siebie w domu… Nabyć, niestety, dzieł nie było można, ale kto kreatywny, może przygotować własne „marmurki” czy osmańskie sentencje – Instytut Yunusa Emre organizuje kursy ebru i kaligrafii. Warto więc zaglądać na fanpage tej instytucji: https://www.facebook.com/yeevarsova. I odważyć się spróbować swoich sił w tradycyjnej sztuce tureckiej.
The text, prepared on the occasion of the exhibition "A Polish Avant-garde: Katarzyna Kobro and Władysław Strzemiński" presented at the Pompidou Centre in 2018, captures the artwork of both artists as an attempt to realize a "real utopia". On the one hand, it points to the utopian attitude of Kobro and Strzemiński, on the other hand, however, to the realism present in it. It combines the utopian character with their conviction that artistic activity can contribute to the social change and to the establishment of a new better order, realism – with the awareness that every era, every time demands its own, still new answers to the question of what this utopian order would look like and with the intuition that the advent of a better world will not be achieved as a result of a one-off revolution, but rather as the effect of gradual transformations of both the material reality and the way people think. Thus according to the authors, the concept of "real utopia" understood in this way can be used as a tool to reinterpret the achievements of the couple of Polish avant-guard artists.
"For more than a decade, it has been a tradition at the Natuurhistorisch Museum Maastricht (NHMM; province of Limburg, the Netherlands; see Fig. 1) for the curators to work out concepts for new temporary exhibits, write all texts, select natural specimens to be put on display, and co-operate closely with technicians and designers. Half a year prior to the dismantling of “Biomimicry”, the theme of the next exhibit had already been fully established, and a “skeleton” of the displays and texts devised. On 25 June 2016, the exhibit HAAI (Dutch for shark) was opened (see: www.nhmmaastricht.nl/exposities/haai.html; www.facebook. com/NatuurhistorischMuseumMaastricht)."
Artykuł stanowi antropologiczną refleksję nad działaniami ekspozycyjnymi w galeriach sztuki, tworzonymi w ramach ekologicznej i/lub posthumanistycznej wizji świata. Wystawianie takich prac jest gestem zdelegalizowania pewnego systemu kwalifikacji opartego na antropocentryzmie i jest wyzwaniem dla społecznej idei smaku. Wystawa staje się miejscem konstruowania estetycznego świata, którego głównym paradygmatem jest odrcucenie opozycji natura/kultura. Tak powstaje „trzecia dziedzina” charakteryzująca się łączeniem kulturowo ukonstytuowanej sprzeczności natury i kultury, uwypukleniem związku czynników biologicznych i społecznych oraz syntezą kultury przyrodniczej, gdzie miejsce opozycji zajmuje ekologia.
Autorka w artykule rozważa sposób konstruowania wystaw problemowych z perspektywy antropologii sztuki. Taki punkt widzenia skłania do traktowania dzieła jako manifestacji praktyk kulturowych. Konstrukcje wykreowane i prezentowane poprzez te praktyki mogą być praktykami samymi w sobie, działaniami performatywnymi lub mogą być trwałym wytworem, takim jak: obraz, rzeźba, estetycznie ukształtowane ciało czy przestrzeń. Układanie wystawy problemowej nie polega na dążeniu do ściśle zdefiniowanej odpowiedzi na zadany temat, kreuje natomiast miejsce dla dialogu, a właściwie polilogu, dzięki któremu konstelacje sensów mogą się zazębiać, dopowiadać, wskazywać na swoją różnorodność, odsłaniając tym samym horyzonty ujawniania się wiedzy o doświadczeniach, które powołały dzieła do życia i o świecie, w którym powstały. Jako przykład posłużyła autorce wystawa Dionizos – współczesna odsłona mitu (Ślad mitu) prezentowana w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie (2014; 2017) i w Galerii Powiatu Bodeńskiego w Meersburgu (2017). Dzieła nie są w takim ujęciu wystawionymi obiektami, ale swego rodzaju podmiotami; każde z nich odsłania horyzonty, w których ukazuje się jakaś prawda związana z zadanym problemem.